„Już sama nie wiem ,co się ze mną dzieje.
Wiem
tylko , że przez większość czasu wolałabym
być
z nim niż kimkolwiek innym”
~Jojo
Moyes
Jess , która zapoznała mnie z moim szczęściem
JESS
Przywilej , jakim jest dorosłość , przydaje się w czymś więcej niż tylko
w załatwianiu alkoholu na spotkania towarzyskie – które kończą się praktycznie
zawsze wymiocinami na dywanach i kanapach , w umiejętności prowadzenia auta ( co
i tak często skłania się do wożenia wszystkich wszędzie gdzie im się zachce ) ,
czy w posiadaniu chłopaka w wieku 25-40 lat. W każdym razie ja , jako przyszła
dwudziestodwulatka , w końcu spędzę swoje pierwsze Boże Narodzenie jak najdalej
od mojego rodzinnego domu , wiecznych kłótni rodziców czy płaczu babci. Z dala
od kłopotów związanych z niezręcznymi sytuacjami jak przymus siedzenia przy
stole, kiedy wszyscy się na ciebie patrzą oraz z dala od bycia tą , która musi
spędzić połowę uroczystości w kościele na modlitwie.
Ja , jako przyszła
dwudziestodwulatka stoję przy okienku na lotnisku i staram się ignorować pełne
odrazy spojrzenie kobiety, której już trzeci raz powtarzam , że chcę kupić
bilet do Scotland.
Zauważam wiszące na jej uszach
kolczyki w kształcie przystrojonych choinek i czuję nieprzyjemne ukłucie w
brzuchu.
To przypomina mi o tej absurdalnej
sytuacji , w jakiej się znajduję. Nie ważne jak bardzo się starałam , mama
nigdy nie zgodziła się na kupienie świątecznego drzewka. „To zbyt dużo igieł do
sprzątania i zachodu przy ubieraniu. A sztuczne są nieprzyjemne dla środowiska
skarbie. Możemy się równie świetnie bawić bez koślawego świerku z łamliwymi
gałązkami” , powtarzała każdego roku , kiedy chciałam wybrać się na pobliski
targ choinkowy , na którym pracował mój przyjaciel Steve.
- Mam to pani przeliterować ? –
staram się być jak najbardziej uprzejma. To moje postanowienie noworoczne ,
więc muszę się przyzwyczaić – S-C-O-T-L-A-N-D – spoglądam na plakietkę kasjerki
– Shelby – uśmiecham się- Naprawdę potrzebuję tego biletu jak najszybciej –
kobieta odgarnia blond grzywkę z czoła i wstukuje coś w komputer przed swoimi
wielkimi ślepiami.
- Tak , tak – powtarza i sprawdza
moje dokumenty po raz drugi – Lot będzie nieco opóźniony , około dwadzieścia
minut. Oh , oczywiście pani bilet – podaje mi skrawek papieru , o który było
tyle zachodu i który kosztował więcej niż mogłam przypuszczać – Miłej podróży – wyczuwam w tym nutkę
sarkazmu i prycham . Wstrętne babsko !
Odwracam się na pięcie i próbuję
znaleźć w miarę opustoszałe miejsce siedzące. Prawie wszystkie krzesełka są
zajęte , a kolejki rosną – świąteczny rozruch – więc zadowalam się jednym w
samym rogu przy ścianie i ustawiam walizkę tak , by w końcu przestała się
wywracać na wszystkie strony.
Mężczyzna o siwej brodzie i włosach
zerka na mnie z ukosa za każdym razem , kiedy się poruszam. Mam ogromną chęć na
pokazanie mu mojego ulubionego palca , który dziś ozdobiłam srebrnym
pierścionkiem w kształcie węża – prezent od taty.
Cóż , lepsze to niż nic.
Kiedy uporczywie obserwuję sekundnik
zegarka , w mojej kieszeni wibruje telefon.
Patrzę na wyświetlacz i krew odpływa
mi z twarzy.
Nie odbieram.
Ale urządzenie dzwoni wciąż i wciąż.
Spoglądam ponownie na numer , który
chce mi zawracać głowę. I nagle mój humor poprawia się o całe dziewięćdziesiąt
procent.
- Jess ! – krzyczy moja przyjaciółka
z podekscytowaniem – Powiedz mi , że już siedzisz w tym cholerstwie – śmieję
się cicho.
- Opóźnienie 20minutowe – słyszę wzdychanie
po drugiej stronie słuchawki – Ale obiecuję , żadnych więcej niespodzianek.
Okay ? Naszykuj stos jedzenia. Uprzedzam, że ostatnio pochłaniam wszystko co mi
proponują – mój brzuch odzywa się na myśl o jedzeniu i zaczyna burczeć jeszcze
głośniej niż wcześniej. Staruszek znów na mnie patrzy – tym razem ze
współczuciem.
Nie jestem głodna –mam ochotę
powiedzieć mu prosto w twarz. Bo to prawda. W takim stresie nie zmusiłabym się
nawet do batonika muesli , których mam w plecaku chyba z tuzin. Nienawidzę
latania samolotem. Zawsze przed oczami mam scenariusze każdych możliwych
czarnych zakończeń takich wycieczek. Złe warunki pogodowe , skończy nam się
paliwo , pilot zasłabnie i straci kontrolę nad sterowaniem lub wylądujemy nie
tam gdzie trzeba. Głowa mi pęka od natłoku myśli.
- Napisz jak dotrzesz na miejsce .
Przyjadę po ciebie – pik pik. Z przerażaniem uświadamiam sobie , że moja
komórka wysiadła. Pewnie zapomniałam ją naładować. Cóż – wspaniale.
„Spokojnie” , powtarzam sobie w
myślach i tupię glanem o podłogę zakłócając innym ciche czuwanie.
Czy ci ludzie w ogóle oddychają ?
Trzask szklanych drzwi po lewej
stronie zwraca i nawet moją uwagę , ale w tym samym momencie , co na lotnisko wbiega grupka ludzi – mój lot
zostaje wywołany w głośnikach , dlatego jak najprędzej rzucam się w stronę
kontroli i zostawiam walizkę na specjalnej taśmie.
- Życzymy miłej podróży – już to
dzisiaj słyszałam.
- DAJ
MI 5 MINUT, CAM ! – krzyczy ktoś w oddali , ale ja już wskakuję po schodkach ,
prosto do samolotu numer 4.
BENJAMIN
Moje życie przypomina telenowelę.
Moje oraz czterech innych wariatów ,
z którymi właśnie wbiegam na wyznaczone przez GPS lotnisko.
5 godzin – tyle ile dzieli nas od
następnego koncertu.
7 godzin – tyle potrwa co najmniej
dolecenie do Los Angeles , znalezienie hotelu , próba i spotkania z fanami.
Nasze życie to jeden wielki grafik ,
którego nawet najmniejsza zmiana może wywołać burzę i spowodować katastrofę w
postaci zawiedzenia tłumu ludzi i producentów.
Jedną z nich jest właśnie dzisiejszy
przypadek Bena Bruce’a , którym jestem. Otóż kiedy przy zakupie biletów
poprosili mnie o podanie paszportu , jedyne co znalazłem w swojej kieszeni to
ostatnie pieniądze i okruszki ciastek czekoladowych , które podebrałem wczoraj
w sklepie. Musiał wypaść na siedzenie w samochodzie.
Wszyscy patrzą na mnie jak na
ostatnią ofiarę , a jedne co mogę zrobić to zawrócić i modlić się , by
taksówkarz jeszcze nie odjechał.
Chłopcy krzyczą i denerwują się
coraz bardziej, kiedy tłumaczę im , że zaraz wracam. Że to potrwa naprawdę
tylko kilka sekund.
Nogi bolały mnie od nagłego wysiłku
, ale podołałem i szybko zabrałem swoją własność z obitej czarnym materiałem
kanapy w aucie.
Nie wiem , ile razy w drodze
powrotnej się potknąłem , ile razy przekląłem. Kiedy moja stopa ponownie
stanęła na lotnisku , moi koledzy z zespołu już wsiadali na pokład samolotu
krzycząc do mnie :
- ODLECIMY BEZ CIEBIE !- James jako
ostatni starał się jeszcze opóźnić całą drużynę i symulował dość dobrze ból
„skręconej kostki” , jednak kobieta w okienku, która napotkałem ani trochę nie
sprawiała wrażenia kontaktowej.
- Bilet do Los Angeles – wysapałem
oglądając się za siebie. Wszyscy już pewnie zajęli swoje miejsca. Przecież nie
mogą mnie tu zostawić- Przepraszam , ale mój zespół zaraz odleci , a ja musze
być na tym pieprzonym koncercie ! – stuknąłem dłonią o szybkę tak mocno , że
Shelby ( tak miała napisane na plakietce) ocknęła się lekko i przewróciła
zaspanymi oczami. Wstukała coś w komputer i podała mi skrawek papieru , a ja
pognałem do bramek , gdzie ochroniarz wskazał mi drzwi prowadzące do korytarza
samolotu nr 4.
- Miłego lotu ! – krzyknęła kasjerka
z szyderczym uśmiechem , a ja ledwo powstrzymałem chęć wystawienia jej
środkowego palca.
Drzwi już prawie się zamknęły , ale
krzykiem przerwałem tą procedurę i prześlizgnąłem się do środka wodząc wzrokiem
do miejsca , gdzie mogę siedzieć chłopcy.
Na marne.
Nie było ich w tym samolocie.
I w ogóle nie powinno mnie tu być.
Sprawdzam bilet.
SCOTLAND – wypisane dużymi literami
razi mnie w oczy , a krew się we mnie gotuje.
- Cholera ! – wyrywa się z moich ust
, kiedy stewardessa popycha mnie na pobliskie siedzenie i każe zapiąć pasy.
- To nie mój lot ! – wrzeszczę jej w
twarz.
- Już za późno . Poleci pan tym –
staram się uspokoić nerwy i patrzą na telefon w mojej dłoni , który ukazuje mi
20 połączeń nieodebranych.
Ostatnim razem zdemolowaliśmy z
Jamesem pokój – w zamian przez całą następną trasę spaliśmy w takim , gdzie
było tylko łóżko , a prysznic w łazience ledwo zipał.
Kiedy indziej upiłem się z Dannym
tak , że prawie nie wylądowałem w pokoju jakiejś blondynki , która jak się
okazało – okradła mnie ze wszystkiego co miałem przy sobie. Wtedy nasz menager
nie wytrzymał i zabronił mi zbliżać się do alkoholu przez resztę koncertów. A
bycie trzeźwym 24 na 24 bywa naprawdę wykańczające.
Nie wspomnę o sytuacji z zawalonym
spotkaniu z fanami. Dlaczego ? Otóż chyba trochę się zasiedziałem w pobliskim
barze z Haley i Camem.
Zawsze wszystkie kary spływały na
mnie. Gorsze , lżejsze . Ale kiedy myślę o tym , co postanowią gdy zawalę swój
udział w trasie – oblewa mnie pot i dreszcz.
- Proszę schować telefon – upomina
mnie kobieta , ale ja na upartego chcę zadzwonić do Jamesa. Stewardessa zabiera
mi urządzenie i mówi o tym , że zaraz startujemy.
Przeczesuję włosy palcami.
Jest bardzo źle.
Gorzej być nie może.
Zerkam na dziewczynę , która siedzi
obok mnie i patrzy się przed siebie
pustym wzrokiem.
- Pożyczysz mi komórkę ? – szepczę
rozglądając się dookoła . Wszyscy zapinają pasy i szykują się do startu.
- Do mnie mówisz ? – pyta nieśmiało
trochę zdezorientowana i mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu.
Czyżby fan ?
Uśmiecham się szelmowsko i poprawiam
fryzurę. Ale dziewczyna wzrusza ramionami i mówi mi , że jej Iphone postanowił
się rozładować.
Pech za pechem , a ja już szykuję
przemowę , w której błagać będę o kolejną szansę. I przedświąteczny cud.
// Od autorki : Kolejne części będą wrzucane jeśli pod postem znajdą się chociaż cztery pozytywne komentarze. Jeśli macie jakieś uwagi - piszcie. O znakach przestankowych już wiem, źle je stawiam , ale mam taki nawyk pisania na laptopie. Nie jestem super pisarką- to moje hobby którym chcę się z wami podzielić , a nie pisać tylko "do szuflady". Dziękuję , że jesteście. Jeśli chcecie mi pomóc - powysyłajcie na grupkach, blogach. Jeśli tylko wam się spodoba. Czekam na opinie <3 // Marthalexa